poniedziałek, 1 listopada 2010

Refleksje - śmierć...

Nadejdzie śmierć i będzie miała twoje oczy...

     Z racji dzisiejszego dnia temat będzie „ciężki” ale jakże aktualny – śmierć!!! Osobiście podejście Tybetańczyków do tego zagadnienia jak najbardziej do mnie przemawia, ponieważ jest ono połączeniem nauki, fizjonomii i fizjologii oraz duchowości. Temat jest naprawdę szeroki oraz głęboki, wiec przedstawię tylko ogólny zarys.
     We wszystkich kulturach i systemach myślowych dają się zauważyć liczne podobieństwa w podejściu do problemu śmierci. Chyba najwyraźniejszym jest założenie, że nie ma absolutnej nicości. Zawsze po śmierci następuje jakiś rodzaj dalszej egzystencji. Jednak, tak naprawdę, nikt na świecie nie jest specjalistą w tej dziedzinie. Dla każdego człowieka ten temat stanowi zagadkę. Stosunek do śmierci większości ludzi charakteryzuje niepokój, strach, a w skrajnych przypadkach przerażenie. Choć przecież tak naprawdę dla nas żywych śmierć - jak powiedział Epikur - nie istnieje, bo kiedy my jesteśmy, nie ma śmierci, a kiedy jest śmierć, nie ma nas. Dlatego można powiedzieć, że każdy z nas jest kompetentny, aby przedstawić swoją wizję śmierci. Śmierć i umieranie wyznaczają płaszczyznę, na której spotykają się tradycja i osiągnięcia nauki. W oczach Tybetańczyków cywilizacja Zachodu nie rozumie śmierci i nie wie, co dzieje się podczas procesu umierania. Wielu ludzi żyje nie myśląc o niej lub wręcz przeciwnie wpada w obsesyjne przerażenie. Nawet mówienie o śmierci nie jest w "dobrym guście". A przecież wielkie duchowe tradycje świata, w tym i chrześcijańska, mówią nam, że śmierć nie jest końcem, a jednak trudno o tym rozmawiać w naszej cywilizacji, co jest "dziwne" dlatego że śmierć jest częścią życia!!!
     W Tybecie jeśli ktoś umiera, zaprasza się lamę, który dokonuje tzw. przeniesienia, nazywanego w języku tybetańskim Poła. Po dokonaniu przeniesienia lama kontynuuje wykonywanie rytuałów oraz sprawdza astrologiczne rezultaty, a następnie dokonuje kremacji. Ciało, albo zakopuje się w ziemi, albo ofiaruje ptakom tzw. podniebny pochówek. Wszystko to wykonuje się w oparciu o astrologiczne kalkulacje. Trzeba zaznaczyć także, że nie ruszamy tego ciała do poranka czwartego dnia, ponieważ wierzy się, że nawet jeśli czyjaś wewnętrzna świadomość, wewnętrzny oddech przestał funkcjonować, to osoba ta mogła się jeszcze nie obudzić w stanie pośmiertnym i być może nie zrozumiała jeszcze, że jest martwa. Przestała istnieć, ale może być nieświadoma tego, że nie żyje. Wewnętrzna świadomość ciągle otacza ciało. Gdy znajdujemy się w stanie pośmiertnym, czujemy się jakbyśmy byli w długim głębokim śnie, a jeśli się obudzimy w czwartym dniu od momentu, w którym zostaliśmy skremowani, będziemy mogli zobaczyć rodzinę płaczącą nad nami oraz ludzi wykonujących rytuały. Zobaczymy wszystko co dzieje się wokół i wówczas zaczniemy w siebie wątpić. Pomyślimy: Co się stało? Czy ja umarłem? Co się w ogóle dzieje? Znajdziemy się wtedy w formie mentalnego ciała. Być może będziemy chcieli pozostawić jakiś fizyczny ślad, ale nie będziemy w stanie tego zrobić, ponieważ będziemy się właśnie znajdować na mentalnym poziomie. Jest to moment, w którym zaczynamy sobie uświadamiać, że tak na prawdę nie żyjemy. Stosownie do naszych śladów karmicznych, albo zaczniemy się przebudzać i osiągać urzeczywistnienie, albo będziemy uwarunkowani od różnych ukazujących się nam wizji, a to co się wtedy pojawi wpłynie na nasze następne narodziny. Tak więc przez 49 dni stosujemy różne praktyki, aby wspierać zmarłego duchowo i mu przewodzić. Nie jesteśmy w stanie zobaczyć co się z nim dzieje, ale wykonujemy kalkulacje, aby wiedzieć gdzie się odrodzi i kiedy nastąpi jego następne odrodzenie. Tak więc jeśli przeprowadzi się specyficzne rytuały, to wpłynie to na następne narodziny, a także będzie głównym aksjometrem tego co się wydarzy później. Jest to ta część kultury, którą nadal możemy znaleźć w Tybecie - zarówno w bon, jak i buddyzmie.
     Mówi się, że śmierć to chwila prawdy lub że umierając stajemy wreszcie twarzą w twarz z samym sobą, bez żadnych naleciałości i masek którymi otaczamy się za życia…

"Sceny naszego życia podobne są do obrazków w masywnej mozaice, które z bliska nie robią wrażenia; trzeba stanąć od nich z dala, aby ocenić ich piękno... Rzeczy teraźniejsze natomiast przyjmujemy w poczuciu tymczasowości, uważając je za nic innego, jak tylko drogę do celu. Dlatego to ludzie, spoglądając u kresu swych dni wstecz, stwierdzają zazwyczaj, że całe ich życie upłynęło pod znakiem "ad interim", i ze zdziwieniem widzą, iż to, co na ich oczach przechodziło tak niedocenione i mdłe, stanowiło właśnie ich życie... I tak z reguły przebiega ludzkie życie – człowiek, mamiony nadzieją, pląsa wprost w objęcia śmierci".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz