sobota, 8 stycznia 2011

Nie wierzę w Boga...


"Bóg był łaskaw stworzyć wszystko na opak po to jedynie, by kusić i wystawiać na próbę swoje dzieci: czyżby więc nie znał go, nie spodziewał się, jaki będzie skutek?"

    Oczywistą niemożliwością jest wierzyć w coś, czego się nie rozumie. Pomiędzy zrozumieniem a wiarą winien istnieć bezpośredni związek; zrozumienie jest dla wiary strawą podstawową. Gdzie nie ma zrozumienia, tam wiara jest martwa i w takim przypadku ci, co utrzymują, że rozumieją, są oszustami. Idę o zakład, że ty sam nie wierzysz w boga, ponieważ nie możesz mi go dowieść, nie jesteś w mocy go opisać, a przeto go nie rozumiesz; skoro go nie rozumiesz, nie możesz mi dostarczyć na jego temat żadnego racjonalnego argumentu, słowem - wszystko, co wykracza poza granice ludzkiego umysłu, jest już to urojone, już to zbędne. Ponieważ twój bóg może być tylko jednym albo drugim, w pierwszym przypadku byłbym szaleńcem, wierząc weń, w drugim zaś - głupcem. Przyjacielu, udowodnij mi bezruch materii, a zgodzę się na twego boga; udowodnij, że natura wystarcza sobie samej, a uznam, że możesz zakładać istnieje jej Pana. Twój bóg to maszyna; stworzyłeś ją, by służyła twym namiętnościom i to one wprawiły ją w ruch; lecz skoro krępuje ona moje namiętności, nie dziw się, że ją odrzuciłem (sic!)

Pierwsza przyczyna.

     Wszystko pochodzi od pierwszej przyczyny, w której nie ma ani rozumu, ani mądrości. naturalne skutki mają swoje naturalne przyczyny, bez potrzeby zakładania dla nich przyczyn naturze przeciwnych, takich jak twój bóg, który -- jak już ci mówiłem - miast dostarczyć wyjaśnień, sam ich potrzebuje.
     To bardzo zabawne, do czego doprowadzili ludzie fanatyzm i głupotę w kwestii religii. Według mnie, to owe niebywałe wybryki sprawiają, że obraz ten, choć okropny, jest ciągle zajmujący. Odpowiedz szczerze, a nade wszystko wyzbądź się egoizmu: gdybym był na tyle słaby, by dać się nabrać na twe śmieszne systemy o istnieniu baśniowej istoty, która wymaga religii, to w jakiej formie miałbym, według ciebie, oddawać jej cześć? Chciałbyś, abym przyjął majaczenia Konfucjusza czy też niedorzeczności Brahmy? Mam wielbić wielkiego węża Murzynów, słońce Inków czy boga zastępów Mojżesza? Do której z sekt Mahometa mam się zwrócić? Albo która z chrześcijańskich herezji byłaby, twoim zdaniem, odpowiednia?

Cuda?

Cuda powiadasz - co do twych cudów, to im także nie dam się zwieść. Czynił je każdy szelma, a każdy głupiec w nie wierzył. Aby przekonać się o prawdziwości jakiegoś cudu, musiałbym być pewny, że wydarzenie, które w ten sposób nazywasz, jest absolutnie przeciwnie prawom natury, bo to jedynie może uchodzić za cud, co jest sprzeczne z naturą: a któż zna ją na tyle, by ośmielał się twierdzić, iż w tym dokładnie punkcie kończy się ona i dokładnie w tamtym punkcie coś wykracza poza nią?
 
Natura.

     Czyż nie ma przed oczami przykładów wciąż nowego i nowego odradzania się natury? W świecie nic nie idzie na marne, przyjacielu, nic nie ginie; dziś człowiek, jutro robak, pojutrze mucha - czyż nie oznacza to ciągłego istnienia? Dlaczego więc mam zostać nagrodzony za cnoty, w których nie ma żadnej zasługi albo ukarany za zbrodnie, którym nie mogłem się oprzeć? Zdołasz pogodzić dobroć twego rzekomego boga z takim systemem? Miał mnie stwarzać po to tylko, by doznać przyjemności ukarania mnie jedynie za wybór, którego nie uczynił mnie panem?

Co mi pozostało?

     Rozum, moi przyjaciele, tak właśnie, sam rozum musi przekonać nas o tym, że szkodząc bliźnim nigdy nie staniemy się szczęśliwsi; samo nasze serce musi nas przekonać, że przyczynianie się do szczęścia bliźnich jest najbardziej wzniosła rzeczą, jaką otrzymaliśmy od natury na tej ziemi. W tym jednym słowie zamyka się cała ludzka moralność: uczynić innych równie szczęśliwymi, jakbyśmy sami tego pragnęli i nie wyrządzać im nigdy zła większego niż takie, którego sami gotowi bylibyśmy doznać (sic!) Oto, moi przyjaciele, jedyne zasady, wedle których powinniśmy postępować i nie trzeba ani boga, ani religii, by zakosztować ich i je uznać: trzeba tylko dobrego serca.
     Porzuć swe przesądy, bądź prawdziwym człowiekiem, bez obaw i nadziei. Zostaw swych bogów i religie; to wszystko jest dobre po to jedynie, aby włożyć miecz w ludzkie ręce i już samo imię tych wszystkich okropieństw sprawiło, że na ziemi przelano więcej krwi niż przez wszystkie pozostałe wojny i plagi razem wzięte. Wyrzeknij się mrzonek o tamtym świecie, nie ma go wcale; nie wyrzekaj się tylko rozkoszy życia szczęśliwego. Oto jedyny sposób, w jaki natura pozwala ci przedłużyć twe istnienie...

P.s. To jest część pierwsza rozważań moich oraz Markiza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz