czwartek, 6 stycznia 2011

Nasza Natura wg. Sade

„Doskonal swą znajomość fizyki, a lepiej zrozumiesz naturę; oczyść rozum, porzuć swe przesądy, a nie będziesz już więcej potrzebować swego boga.”

     Podstawowym założeniem Sade`a jest twierdzenie, że człowiek nie realizuje się w zgodzie ze swoim prawdziwym „Ja”. Ogranicza nas religia, prawo, etyka ogólnoludzka czy sumienie (sic!) Każdy z libertynów, dzięki wierności rozumowi, dąży do pozbycia się tego krępującego gorsetu założonego przez społeczeństwo, po to by żyć w zgodzie ze swoją naturą. Wyzwolenie jest procesem stopniowym. Przede wszystkim, wyeliminowana musi zostać religia czy wiara w jakąkolwiek transcendencję. Religia dla Sade`a to: „śmiechu warte bajki”. Trzeba też „stracić rozum by dopuszczać istnienie Stwórcy, i być kompletnym idiotą, by go wielbić”, zaś „Istnienie Stwórcy jest oburzającym absurdem, w jaki nie wierzą już nawet dzieci”. Książę de Blangis stwierdza, że takie radykalne ateistyczne skłonności otrzymał właśnie od natury i drażniłby ją gdyby się jej sprzeciwiał. Wiara, w szczególności katolicyzm, jest czynnikiem na tyle dyskwalifikującym, że osoby przyznające się do niej są od razu skazywane na śmierć. Oczywiście, razem z pozbyciem się religii na znaczeniu tracą idące za nią normy etyczne i rygoryzm moralny. Następnie podmiot racjonalny, bo tak można określić libertyna, pozbywa się pęt złożonych z norm społecznych czy prawa, jako przejawów kompromisów opartych na hipokryzji. Postępowanie powinno być dostosowane do własnej filozofii, a nie do reszty (sic!) W ten sposób tworzy się coś na wzór moralnego solipsyzmu.
       
     Natura obdarzyła mnie nader porywczymi upodobaniami i gwałtownymi namiętnościami; znalazłem się na tym świecie wyłącznie po to, by im się poddać i zaspokoić je. A ponieważ ów skutek stworzenia mnie jest tylko koniecznością tyczącą pierwotnych zamysłów natury lub pochodną niezbędną do jej planów wobec mnie, które wszystkie biorą początek z jej praw - tego tylko żałuję, że nie dość przejrzałem jej wszechmoc i me jedyne wyrzuty sumienia skupiają się na miernym użytku, jaki uczyniłem z sił zbrodniczych, którymi obdarzyła mnie ona, bym jej służył. Niekiedy opierałem się jej i żałuję tego; zaślepiony twymi niedorzecznymi systemami, zwalczałem w ich imię całą gwałtowność żądz, danych mi przez o wiele bardziej boskie natchnienie - i żałuję tego, bo miast zebrać obfitość owoców, wąchałem jedynie kwiatki... Oto prawdziwe powodu mego żalu.
 
      Nie trudno z tym się nie zgodzić, po głębszym szczerym przemyśleniu. Zastanowić się jednak warto, czy ta pogoń za spełnianiem pragnień łączy się faktycznie z przyjemnością. Wszystko wskazuje na to, że tak, bo libertyni często podają się za poszukujących wyszukanych rozkoszy, ale równie często obserwujemy ich indolencję czy wręcz impotencję. Nawet najbardziej wyuzdane i perwersyjne pomysły nie są w stanie wykrzesać w nich krzty podniecania. Chcąc ciągle odczuwać przyjemności, a jednocześnie będąc niezdolnym do czucia, zmuszeni są w szybkim tempie sięgnąć po najbardziej ekstremalne środki, jak np. morderstwo, bo: „życie ludzkie jest czymś tak mało ważnym, że można się nim bawić, jak się komu podoba”. Towarzyszy temu jednak uczucie pustki. Podobnie chyba czuł sam markiz de Sade, bo im bardziej przerażające zbrodnie opisuje, tym bardziej lakoniczny styl przybiera jego pisarstwo –  bez żadnego zaangażowania ogranicza się do wypunktowania okropieństw. Wspinający się na wyżyny drabiny oświecenia spadają z niej na dno moralnego piekła. Nie ma tam już uczuć. Emocji też nie. Jest tylko wola i jej realizacja...

"Wyrzeknij się mrzonek o tamtym świecie, nie ma go wcale; nie wyrzekaj się tylko rozkoszy życia szczęśliwego. Rozkosz, mój przyjacielu, była zawsze mym najcenniejszym dobrem."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz